Pamięta ktoś może filofuny? Ahh, moje dzieciństwo. W szkole, po szkole, w domu, poza domem z koleżankami wszędzie brałam i plotłam na różne sposoby z różnymi kolorami. Zachowałam nawet je do tego czasu, a mam jeszcze spory ich zapas (pokażę je w następnym poście). Pomyślałam, że w sumie przyda mi się jakiś dodatek do moich filcowanek, ale nie z filcu by dać różnorodność. I tak oto wpadłam na ten pomysł. Oczywiście te dwie to moje pierwsze modele, trochę niewykończone - brakuje oczu, które nie wiem z czego zrobić. Dżety na magica odpadały, może spróbuję z gorącym klejem.
Jedna - biała myszka jest większa, czarna mniejsza. Tylko dlatego, że na czarną zabrakło mi żyłek bo niepotrzebnie ucięłam. Nie wiedziałam jeszcze ile dokładniej będę potrzebować, a sądziłam, że mi wystarczy. Choć jednak wciąż podoba mi się czarna wersja. :D
Jedna - biała myszka jest większa, czarna mniejsza. Tylko dlatego, że na czarną zabrakło mi żyłek bo niepotrzebnie ucięłam. Nie wiedziałam jeszcze ile dokładniej będę potrzebować, a sądziłam, że mi wystarczy. Choć jednak wciąż podoba mi się czarna wersja. :D
Ojej ale pomysł słodki, super wygląda :3
OdpowiedzUsuńMój Blog - zerknij! Zapraszam :)
Świetnie to wygląda ^^ Kiedyś miałam masę takich breloczków, ale teraz nawet nie wiem co się z nimi stało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mój blog - KLIK