Dziś smutniejszy temat.
Zaginięcie zwierzaka, naszego członka rodziny to coś, czego nie życzę nikomu.
Zaginięcie zwierzaka, naszego członka rodziny to coś, czego nie życzę nikomu.
Mimo wielu środków ostrożności każdemu może się przytrafić taka sytuacja.
W tym poście chcę opowiedzieć o jednym z moich takowych doświadczeń.
W marcu, 2015 roku mój kot uciekł z domu. Zrobił to w mgnieniu oka, przelatując między nogami. Kiedyś bał się dworu, ale wyprowadzaliśmy go na szelkach i jakoś mu się tam spodobało. I to był zdecydowany błąd, ale o tym zaraz. Wcześniej mu się już zdarzało znikać, jednakże w ten sam dzień wracał do domu. W tym przypadku od ucieczki minęły 3 dni i po kocie ani śladu. Muszę się przyznać, że jestem dość silnie przeżywającą osobą i z każdym dniem usilnie próbowałam go szukać w najbliższej okolicy.
Garfield |
Wystawiłam ogłoszenie w internecie, zostało przekazane dalej. Po kilku dniach trafił się ktoś, kto twierdził, że widział mojego kota przy blokach, na drugim końcu miasta(!). Udałam się więc tam, rozwieszaliśmy ogłoszenia. Staraliśmy się codziennie go w tamtych okolicach szukać. Był jeden problem. Błąkał się tam kot podobny do mojego. Wiadomo, że rasowce bardziej rzucają się w oczy niż pospolite dachowce. I to właśnie Pani karmiąca pobliskie koty dostrzegła ze swojego balkonu "innego" kota. Każde zgłoszenie było niepewną czy widzieli mojego, czy jednak z pewnością błąkającego się tam tego podobnego kota. Z każdym dniem traciłam nadzieję, że go znajdę.
Garfield to typ domowy, jakby mógł sobie poradzić wśród otaczającego go miasta?
Mijały tygodnie, a mi trudno było się pogodzić z tym, że wciąż go nie ma. W mojej głowie pojawiały się okropne myśli. Nawiązałam kontakt z Panią, której również zaginął kot i było podejrzenie, że ten podobny rasowiec to jej. Ich kot miał chipa, ale co z tego, jeśli kot nie dawał się złapać? Były pozostawiane klatki łapki, nic nie dało rady. Doskonale rozumiałam wtedy, co oni czują.
Został dokładnie dzień do okrągłego miesiąca. W te popołudnie zostałam obsypana wiadomościami i raz zadzwonił telefon. Czytając wiadomości nagle zaczęłam się cała trząść. Dosłownie myślałam, że "wykorkuję". Pani "od rasowca" przesłała mi link. W linku znajdował się post wrzucony przez inną Panią, która wstawiła zdjęcie kota. Wspomniała, że błąka się tam, w skansenie, od 2 dni. Zdjęcie jednak zdradziło wszystko, to był mój Garfield! Z rodziną niezwłocznie udaliśmy się na miejsce. I jest! Tak, to on! Czułam szczęście przeplatane z przerażeniem, że może być problem ze złapaniem. Początkowo przed nami uciekał. Chciał uciec do szopy, ale zatrzymał się tuż przed drzwiami i obserwował sytuację. Uklęknęłam i rozsypałam karmę. Nigdy nie widziałam tak biegnącego, tęskniącego i płaczącego kota. Do transportera i siup, do domu!
Jedyną opcją, jaką go prawdopodobnie spotkała jest to, że ktoś go zapakował i wywiózł. Zapewne do siebie, ale zaczął drapać w drzwi/okna i zapewne go wywalił. Jaka szkoda, że koty nie mówią. Jego przygoda pozostanie tajemnicą.
A wracając do tego dlaczego to był błąd.. Od kiedy Garfield nie boi się przebywać na zewnątrz drapie w okna i drzwi bo domaga się wyjścia. Kiedyś bez problemu można było zostawić otwarte okno, dziś można tylko je otworzyć gdy kot jest zamknięty w innym pomieszczeniu.
W tym przypadku akcja poszukiwawcza trwała miesiąc, zdarzają się jednak przypadki znajdowania swojego zwierzaka po kilku latach. Słyszeliście może o kotach, które przewędrowały cały kraj by wrócić do domu? Takim kotem był Cookie, przebył 1116 kilometrów i został znaleziony 35 km od domu. Chip potwierdził, że to kot poetki, który zaginął podczas ich pobytu na wakacjach. Jest jeszcze historia kota o imieniu Ogghy, który przebył 140 km, po dwóch latach zjawił się przed domem następnie skierował się na jego łóżko i niestety padł z wycieńczenia. Jednak na pewno odszedł szczęśliwy, u boku swojej właścicielki. To niesamowite, prawda?
Co należy zrobić w przypadku zaginięcia?
- Niezwłocznie po zorientowaniu się, że nasz zwierzak zaginął należy rozpocząć poszukiwania. Szukać o każdej porze dnia, choć w przypadku kotów najlepiej robić to od późnego wieczora do wczesnego ranka. W pogotowiu warto mieć ulubiony przysmak bądź zabawkę piszczałkę (jeśli reaguje na dźwięki). Z doświadczenia wiem, że najlepiej szukać w towarzystwie - można się rozdzielić i jednocześnie przeszukać kilka terenów.
- Przeglądaj ogłoszenia w internecie, nie tylko na zaginionych grupach, ale także tych sprzedażowych. Czasem warto odwiedzić też giełdę. Złodziei niestety nie brakuje.
- Wystaw ogłoszenie o zaginionym zwierzaku z podstawowymi informacjami (nie zapomnij o zdjęciu i numerze telefonu!), najlepiej też wydrukuj i porozwieszaj w okolicy.
- Zgłoś sytuację do schroniska. Dobrze też zgłosić Straży Miejskiej. W razie znalezienia powinni poinformować właściciela.
Ale bądź ostrożny i przede wszystkim nie poddawaj się!
_________________
Informacja
Za tydzień powinien być post dotyczący rękodzieła, jednak nie wiem czy dam radę go wstawić. Od czwartku leżę w łóżku ze złamaną nogą.. W takim wypadku pojawi się kolejny post o zwierzętach. Mimo wszystko postaram się dostosować do wyznaczonego przeze mnie planu. Lecz niczego nie obiecuję. Mam nadzieję, że rozumiecie. :(
Baaardzo cenne rady koleżanko. Ja nie wyobrażam sobie co by było gdyby moja psia miłość i psia córka zginęła :(
OdpowiedzUsuńNajpiękniej byłoby gdyby nie było takich sytuacji. Ale możemy mieć nadzieję i trzymać kciuki by wszystkie szczęśliwie trafiły do właścicieli.
UsuńNie wyobrażam sobie sytuacji, w której Dasti się gubi. Chyba bym umarła... Wiem jednak, że to może się zdarzyć, dlatego Dasti ma zawieszke z moim telefonem i zarejestrowanego chipa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Dokładnie, mimo wszystko zawsze trzeba się liczyć z tym, że może wydarzyć się taka sytuacja i myśleć za wczasu. Identyfikator to bardzo dobry pomysł. :)
UsuńNa pewno trzeba być dobrej myśli. Nawet domowy zwierzak poradzi sobie, gdy będzie musiał i wbrew pozorom, często szybko się znajdują. W końcu one też za nami tęsknią i próbują wrócić do domu :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda, jednak najgorsze niebezpieczeństwa dla nich to te, na które nie mają wpływu.
UsuńSytuacja nie do pozazdroszczenia. Ważne wskazówki :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że teraz już wszystko jest okej. Ale mam nadzieje, że nigdy już nie będę musiała ponownie przez to przechodzić.
UsuńNa szczęście wszystko się dobrze skończyło! Współczuję i mam nadzieję, że nie będę musiała przeżyć czegoś podobnego.
OdpowiedzUsuńRównież tego życzę! :)
UsuńDobre rady, cenne wskazówki!
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko dobrze sie skończyło. Widać, że zawsze trzeba miec nadzieje bo są jeszcze dobrzy ludzie którzy są wrażliwi na krzywde zwierząt.
OdpowiedzUsuńTak, na szczęście jest nas wciąż wielu i możemy liczyć na wsparcie. :)
UsuńGarfield, jakie wdzieczne imie dla kota... Znam takiego, co byl postrachem calej dzielnicy i listonoszy... To ten filmowy. Mi tez przydarzyla sie podobna historia. Moj Teodorek zgubil sie i po kilku miesiacach wrocil do domu wychudzony. A potem znowu, tym razem definitywnie sie zgubil. Podobno ktos w okolicy przerabial koty na skorki... Taka krazyla legenda. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńNiestety te legendy nieraz są prawdziwe. W moim mieście, właśnie w okolicach tych bloków, w których niby był widziany mój Garfield torturowali koty. Sprawa trafiła na policję, ale nie szło nic nikomu udowodnić, niestety. Ja też spotkałam się z przykrymi komentarzami na temat mojego kota i to wprost od jakiegoś rodzaju znajomej osoby.
UsuńPrzerabiałam kiedyś podobną historię, gdy moja (dodam, że niewychodząca) kotka wyskoczyła z balkonu i rozpłynęła się w powietrzu. Poszukiwania to było totalne wariactwo. Na szczęście jakimś cudem się znalazła. Wyślę link do Twojego tekstu znajomej, która zamieściła wczoraj na fb ogłoszenie, że zaginął jej kot. Wiem, jakie to straszne przeżycie :/
OdpowiedzUsuńO tak, z balkonami to niestety częsty przypadek. Dobrze, że szczęśliwie się to dla Was skończyło.
UsuńMoje kocurzysko uciekło dwa razy. Raz latem. nie było go tydzień. Wrócił brudny jak święta ziemia... Drugi raz uciekł zimą. W dniu w którym uciekł było ciepło, na drugi dzień były mrozy. Skubany znalazł się po miesiącu, brudny i chudszy o 2 kg. Teraz nigdzie się nie rusza. Ma nauczkę.
OdpowiedzUsuńNasz też był wychudzony i brudny, a ile pcheł! Jednak zazdroszczę, że kot się zraził. Nasz jak wspominałam właśnie domaga się wyjścia mimo tych przeżyć. :/
UsuńPraktyczny i bardzo przydatny wpis. :)
OdpowiedzUsuńJak ktoś ma zwierzaka, to potem się do niego przywiązuje :)
OdpowiedzUsuń